W Polkowicach odbył się mecz między gospodarzami, a KKS Kalisz, który przez całą grę trzymał w napięciu. Niestety Kaliszanie wrócili do domu bez punktów, a w czasie gry rozgrywki mieli rzut karny.
Wielka rywalizacja
Oba zespoły preferują bardzo podobny styl gry, stanowił ogromne wyzwanie i już od pierwszej minuty wzbudził zaciekawienie. Faworytami okazali się jednak gospodarze, którzy są liderami w tabeli i mają znakomity bilans meczów, ale kaliszanie nie odpuszczają i walczą zawsze do końca. Niestety to Górnik jako pierwszy objął prowadzenie, dzięki próbie zdobycia bramki przez Macieja Kowalskiego – Haberka w 6 minucie meczu. Jednak footbolówkę na linii bramkowej zatrzymał Maciej Krakowiak, tym samym zyskali rzut rożny.
Gospodarzy zdecydowanie zaskoczył taki obrót sprawy i zaczęli atakować w inny sposób. w ciągu chwili pod kaliską bramką zrobił się tłok, a piłkę przed polem karnym przejął Kamil Wacławczyk, który wykonał zdecydowany strzał. Niestety nie udało się zdobyć gola, piłka minęła zaledwie o centymetr bramkę. W 36 minucie celny strzał wykonał Karol Fryzowicz, a bramkach KKS dokonał szybkiej interwencji, lecz mało skutecznej. Do przerwy wynik był wyrównany.
Niezwykłe podanie
Zaledwie kwadrans po przerwie Górnik przejął prowadzenie. Kaliszanie zostali w tyle, a kolejnym ciosem było przejęcie przez polkowicką drużynę piłki na środku pola i tym samym zdobycie kolejnej bramki. Znakomitą asystą okazał się Szuszkiewicz, podając prostopadle do Ernesta Terpiłowskiego, który wyprzedził atakującego go Daniela Kamińskiego i Macieja Krakowiaka. W 60 minucie jednak dużo się zmieniło, Górnik tak często nie był przy piłce. Kaliszanie coraz częściej mieli kontrolę nad meczem, lecz nie byli w stanie oddać celnego strzała. Dopiero w 71 minucie akcje przyjezdnych odniosły jakiś skutek. Maciej Kowalski-Haberek dotknął ręką piłki, a sędzia podyktował „jedenastkę”. Do piłki podszedł trener Mateusz Żytko, ale Jakub Szymański odczytał jego intencje, a piłka leciała na takiej wysokości, która jest idealna dla bramkarza. Golkiper Górnik został więc bohaterem, a niefortunny strzelec musiała grać ze świadomością niewykorzystanej szansy.